Kiedy zmyć z ekranu posokę, okazuje się, że oglądamy rozprawę polityczną. Zaczyna się jak emancypacyjna baśń o czarnej Ameryce, wstającej z kolan po upokorzeniach epoki niewolnictwa, by przerodzić się w skargę na kapitalizm, który może przybierać różne maski (w tym kolonializmu czy religii), nie zmienia jednak swojej natury: opiera się na wyzysku, kłamstwie i przemocy.
Pokłon dla muzyki
Więcej nie powiem, nie chcę zepsuć zabawy tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. Ja się nie mogę od „Grzeszników" uwolnić i korzystając z okazji, że właśnie pojawili się na platformie Max, zamierzam obejrzeć ponownie. Tym razem już mniej skupię się na fabule i sensach przemycanych pomiędzy wierszami, będę słuchał piosenek.
Bo „Grzesznicy" są też – i może najbardziej – hołdem dla muzyki.