Rozwój wymaga twórczej destrukcji
Główna myśl stojąca za pracami tegorocznych noblistów z ekonomii jest taka, że rozwój nie jest procesem materialnym, lecz ideowym. Nie jest akumulacją infrastruktury, maszyn, urządzeń. Nie jest techniką. Jest otwarciem na ciągłe kwestionowanie status quo, na zmianę, reinwencję. A to w naturalny sposób wymaga rynku, na którym ludzie walczą o to, by taką zmianę wdrożyć.
Joel Mokyr, urodzony w Holandii amerykańsko-izraelski historyk gospodarczy, zasłynął badaniami nad przyczynami rewolucji przemysłowej. Zastanawiał się, dlaczego właśnie w Europie Zachodniej od XVII wieku rozpoczął się gwałtowny wzrost dochodów i jakości życia. Kwestionował popularne wyjaśnienia oparte na podbojach kolonialnych, zasobach surowcowych (szczególnie węgla w Anglii), instytucjach politycznych czy handlu. W jego ujęciu źródłem postępu była kultura wzrostu — otwartość na innowacje, ciekawość poznawcza i szacunek dla wiedzy, jakie przyniosły renesans i oświecenie. To właśnie ta zmiana kulturowa sprawiła, że Europa Zachodnia zaczęła systematycznie przekuwać wiedzę naukową w techniczny i gospodarczy postęp.
Philippe Aghion i Peter Howitt szli dalej — rozwijali tę myśl, opisując współczesne gospodarki.
W książce „The Power of Creative Destruction” Aghion pisał (wraz z dwoma innymi autorami), że konkurencja prowadząca do destrukcji nieefektywnych firm i rozkwitania innowacji jest najważniejszym czynnikiem decydującym współcześnie o rozwoju gospodarczym. Nieefektywne gospodarki charakteryzuje zbyt duża liczba nieefektywnych firm, najczęściej chronionych przez różne lobby polityczne. Autor pokazuje bardzo wymowne dane porównujące USA i Indie z lat 90. W USA odsetek fabryk, których produktywność jest wyraźnie niższa od średniej dla kraju, jest dużo mniejszy niż odsetek relatywnie mało produktywnych firm w Indiach. Problem krajów biedniejszych nie polega na tym, że nie potrafią tworzyć wydajnych przedsiębiorstw, bo potrafią, ale że tworzą ich za mało. Jedną z wielu przyczyn tej sytuacji jest brak konkurencji.
Nie demonizować zamożnych
Tu dochodzimy do kluczowej rzeczy. Francuski ekonomista ostrzegał w swoich pracach, by nie demonizować zamożnych innowatorów. Innowacje nieuchronnie prowadzą do wzrostu liczby ludzi bardzo bogatych i powinniśmy ten fakt zaakceptować. Przedstawia dane, z których wynika, że w regionach USA o większej innowacyjności większy jest udział dochodu należącego do 1 proc. najbogatszych. Co jednak bardzo ważne: jednocześnie nierówności wśród pozostałych 99 proc. wcale nie rosną wraz z intensywnością innowacji.
To prowadzi Philippe'a Aghiona do ożywienia wymarłej już wydawałoby się koncepcji tzw. krzywej Laffera, czyli U-kształtnej relacji między wysokością podatków a wzrostem gospodarczym i dochodami państwa. Autor twierdzi, że umiarkowane podatki są niezbędne, by finansować edukację, inne usługi publiczne oraz świadczenia społeczne, ale zbyt wysokie podatki prowadzą do obniżenia wysiłku innowacyjnego.
Patrząc na aktywność publiczną tego ekonomisty, trudno nie uznać, że uważa on, iż Europa dziś jest już po tej niekorzystnej stronie krzywej.
Nie należy jednak traktować Aghiona jako wyznawcy starej wersji leseferystycznego liberalizmu. Widzi on miejsce dla aktywnej roli państwa w gospodarce. Nie tylko w oczywistym zakresie edukacji, zdrowia, czyli usług podnoszących kapitał społeczny i poszerzających liczbę ludzi zaangażowanych w innowacje. Ekonomista odchodzi od liberalnego dogmatu, zgodnie z którym państwo nie powinno angażować się w interwencje sektorowe i prowadzić polityki wybierania zwycięzców (ang. picking winners). W wielu istotnych dziedzinach bariery dla innowacji są tak trudne do pokonania, a potencjalne korzyści z rozwoju technologicznego tak duże, że państwo może aktywnie wybierać obszary rozwoju technologicznego, które chce wspierać. |