To nowa faza konfliktu na Ukrainie - akty dywersji na kolei. W Europie były już wcześniej, u nas nie. Były podpalenia, ale pociągów dywersanci wykoleić nie próbowali (chyba, że o tym nie wiemy).
- To bezprecedensowy akt dywersji wymierzony w bezpieczeństwo państwa polskiego i jego obywateli. Wojsko sprawdzi ok. 120-kilometrowy odcinek torów "przy trakcji kolejowej" biegnący do granicy w Hrubieszowie –mówił Tusk.
Andrzej Mroczek, zastępca dyrektora centrum badań nad terroryzmem Uniwersytetu Civitas mówi w rozmowie z Rafałem Górskim: - Czy możemy nazwać to aktem dywersji, okaże się dopiero po zakończonym przez prokuraturę śledztwie. Dywersja to sytuacja, w której obce wojsko w cywilnych ubraniach, działa na naszym terytorium. To bardzo mocny termin i nie ma obecnie potwierdzenia, że to właśnie ma miejsce. Natomiast na pewno mamy do czynienia z aktem terrorystycznym.
Będą kolejne ataki? – pyta Górski.
- Po takich zdarzeniach zwykle następuje okres wyciszenia. Sprawcy wcześniej planują miejsca ukrycia i po dokonaniu zamachu znikają z radarów. Służby również działają wtedy bardzo intensywnie. To był atak, którego można było się spodziewać. Tak działają sabotażyści, zmieniają metody i środki działania. Atak na infrastrukturę krytyczną, z wykorzystaniem silnego, kumulacyjnego ładunku, ulokowanego w przemyślanym miejscu - to nowa jakość zagrożenia.
Były i inne akty dywersji. Policja ujawniła, że w niedzielę po godzinie 21 funkcjonariusze z Puław
otrzymali informację o nagłym zatrzymaniu osobowego pociągu relacji Świnoujście-Rzeszów, którym podróżowało 475 pasażerów. Nikt nie odniósł obrażeń, w jednym z wagonów doszło do wybicia szyb — najprawdopodobniej przez uszkodzoną linię trakcji.