Mieszkańcy podwarszawskich Reguł
nie chcą sąsiedztwa wielkiego centrum danych. To zresztą ma być jeden z największych kampusów data center w Europie Środkowo-Wschodniej, z ogromnym zapotrzebowaniem na prąd i wodę. Trudno się dziwić, że sprzeciwiają tak dużej inwestycji tuż obok ich domów.
Zarzuty wobec inwestora mają mocne (miał zaniżyć zużycie energii i wody, emisji spalin, poziom hałasu). Jednak to, co najciekawsze w tej historii, to globalny wymiar tego niby lokalnego sporu.
W USA działa Data Center Watch. Co najmniej 142 grupy aktywistów w 24 stanach angażują się, by blokować budowę i rozbudowę centrów danych. W Norwegii dwa lata temu okazało się, że jeden z największych europejskich producentów amunicji
ma kłopoty z rozwijaniem produkcji w związku z działaniem centrum danych TikToka. Data center Mety jest oskarżane o zanieczyszczenie wody w Mansfield (Wielka Brytania).
A więcej w tekście Justyny Sobolak.
Justyna jest także autorką rozmowy z Hanną Milewską-Wilk, specjalistką ds. mieszkalnictwa w Instytucie Miast i Regionów. W gruncie rzeczy to rozmowa o tym,
czego nie dostrzegamy w debacie o dostępności mieszkań, deweloperach i budownictwie.
Na przykład o cenach Milewska-Wilk mówi tak: - Ceny idą w górę, bo monitorujemy tylko sytuację w największych miastach. Gdybyśmy monitorowali wszystkie nieruchomości, które są wystawione na sprzedaż, także te, które się nie sprzedają, to by się okazało, że średnie ceny mamy zupełnie inne.
Przeraża mnie to, że wciąż uznaje się, że na nieruchomościach nie można stracić. Zjawisko sprzedaży domów za przysłowiowe 1 euro istnieje już i w Polsce. - Nie da się sprzedać domu znajdującego się 20 kilometrów od najbliższej miejscowości, gdzie daleko do pracy, nie ma dostępu do usług. W Zachodniopomorskiem można dzisiaj kupić domy za 20-30 tys. zł - wskazuje ekspertka.
A cała rozmowa - tutaj.