Schudnę 10 kg. Będę regularnie ćwiczyć, co najmniej 4 razy w tygodniu. Zero cukru, zero alkoholu, tylko zdrowe odżywianie. Będę robić 10 tys. kroków każdego dnia. Nauczę się włoskiego. Zrobię sweter na drutach. Napiszę powieść. Przeżyję podróż życia. Awansuję w pracy. Nie będę się denerwować, za to będę medytować. Nowy rok - nowa ja!
Ile z Was powtarza sobie to co roku?
Nowy Rok ma w sobie coś z czystej kartki. Symbolicznej pauzy, po której wreszcie zaczniemy żyć lepiej, zdrowiej i mądrzej. Nic dziwnego, że postanowienia noworoczne wciąż mają się dobrze. Przeprowadzane niemal każdego roku badania konsumenckie wskazują, że postanowienia noworoczne podejmuje ok. 75 proc. Polaków. Najczęściej dotyczą one zdrowia, wagi, aktywności fizycznej, finansów i pracy nad sobą.
Problem w tym, że entuzjazm jest krótkodystansowcem. Szacunki są bezlitosne: po miesiącu postanowień dotrzymuje już tylko niespełna 50 proc. osób, a po sześciu miesiącach zaledwie 4 proc. Kilka lat temu, na podstawie analizy około 800 milionów treningów w aplikacji do monitorowania aktywności fizycznej Strava uznano, że prawie 80 proc. osób, które wyznaczą sobie noworoczne postanowienia, porzuci je do 19 stycznia. Psychologowie ten schemat opisują od lat: zaczynamy z rozmachem, z listą długą jak rachunek sumienia, a potem dopada nas rzeczywistość - zmęczenie, choroba, stres, kryzys w pracy, albo w domu, gorszy dzień...
Wtedy pojawia się coś znacznie gorszego niż brak regularnych treningów: frustracja, poczucie porażki, złość na siebie. Do listy codziennych napięć dokładamy kolejne: nie dotrzymałam obietnicy, znowu nie wyszło, co ze mną jest nie tak? W świecie, który już tak wystawia nas na ciągłe testy emocjonalne, ekonomiczne, czy te dotyczące relacji, dokładanie sobie kolejnego źródła presji wydaje się okrutne.
Czy to jednak znaczy, że postanowienia noworoczne nie mają sensu i powinniśmy je wyrzucić do kosza razem z konfetti po sylwestrze? Niekoniecznie.
Amerykański psycholog kliniczny, prof. John C. Norcross, który przez długi czas badał doroczny rytuał postanowień noworocznych stwierdził, że nie zawodzi sam pomysł postanowień, lecz sposób, w jaki je formułujemy. Często nasze cele są zbyt ogólne, zbyt ambitne i zbyt oderwane od realnego życia. "Będę zdrowa", "schudnę", "zmienię pracę" brzmią jak hasła reklamowe, nie jak plan. Nasz mózg nie wie, co z nimi zrobić w poniedziałek o 19:30, kiedy pada deszcz, a lodówka świeci pustkami. Dlatego ważne jest, aby nasze postanowienia były realistyczne i konkretne.
Ponadto prof. Norcross zauważył, że postanowienia oparte na karze i zakazie, na uniknięciu czegoś złego, rozpadają się dużo szybciej niż te, które dają poczucie sensu i wyboru i są ukierunkowane na osiągnięcie czegoś dobrego. Chcesz mniej przeglądać serwisy społecznościowe? Zamiast postanowienia: "nie będę wieczorami sięgał po telefon", obiecaj sobie, że codziennie wieczorem przeczytasz 20 stron książki. Zawsze bowiem lepiej działa na nas to, co możemy dobrego dodać do swojego życia, niż ciągłe myślenie o tym, co musimy z niego wyrzucić.
Najważniejsze jednak jest to, żeby pamiętać, że nie potrzebujemy jednej wielkiej rewolucji raz w roku. Zmiana nie dzieje się dlatego, że zmieniła się data w kalendarzu, tylko dlatego, że coś w nas dojrzało. Czasem w marcu. Czasem w październiku. Czasem po rozwodzie, chorobie albo zwykłej, cichej decyzji podjętej bez fanfar.
Może więc zamiast "nowa ja" warto pomyśleć o tej samej sobie, tylko z większą uważnością. Z jednym małym postanowieniem, które nie ma imponować, tylko działać. Takim, które nie zamienia się w kolejny bat na własne plecy. Bo jeśli czegoś naprawdę dziś potrzebujemy, to nie kolejnych obietnic, ale trochę więcej życzliwości wobec siebie.
I tego Wam, Drogie Czytelniczki życzę, nie tylko w Nowym Roku, ale zawsze i każdego dnia.