To chyba zasmuca mnie najbardziej: że one straciły wszystko, a on - nic. Piekielnie zdolne, z sukcesami, medalami. Rugby było całym ich życiem. Żeby grać i uczyć się od najlepszych, wyprowadziły się z domów, zamieszkały w oddalonym o sto kilometrów internacie. Miały po 16, 17 lat. Zostały wykorzystane przez człowieka, któremu ufały najmocniej - przez swojego trenera.
"Byłam mocno nieprzytomna. On wkładał mi rękę pod koszulkę, mówił, że mam ciepłe plecy, namawiał mnie, żebym dała mu buzi w usta, przychylał się do mnie.(...) Mówił mi o moim ciele, że podnieca go moje ciało. Że mam fajny tyłek, że jak czasami na nas patrzy to ciężko mu się opanować".
Co z tego, że sprawę zgłosiły szkolnej dyrektorce i psycholożce. Że te natychmiast powiadomiły policję i prokuraturę. Ba! Że wszystkie dziewczyny, solidarnie i nie bacząc na konsekwencje, rozwiązały drużynę i złożyły rezygnację. Trener, w duchu pewnie śmiejąc się im w twarz, przez kolejne miesiące przychodził na mecze, jeździł na turnieje, nawet te zagraniczne. Pozował do zdjęć, był zapraszany na spotkania klubowe i chwalił się zdjęciami w sieci.
Polski Związek Rugby na swoim biurku miał obszerny opis tego, jak ich trener rozpijał nastolatki, a potem dotykał po piersiach i pośladkach. Co zrobił? Awansował go na trenera polskiej reprezentacji.
Historia rugbistek z Krakowa to opowieść o tym, jak bolesną lekcję od świata dostały wchodzące w dorosłość dziewczyny. O tym, że najważniejsze w życiu w istocie jest kolesiostwo. I że najtrudniej w życiu walczy się o sprawiedliwość.
Prokuratura zapowiedziała, że odwiesza postępowanie w sprawie o molestowanie (bo za upijanie nieletnich trener został prawomocnie skazany). Już dziś deklarujemy, że będziemy mu się bacznie przypatrywać.