Na mnie osobiście – a sądzę, że nie tylko na mnie – patrzenie na zieleń działa kojąco.
Co jakiś czas daję zresztą moim oczom odpocząć i odrywam je od komputera, kierując wzrok za okno. Widać za nim busz naszego półdzikiego ogrodu.
Okazuje się, że gdyby był staranniej zaprojektowany i lepiej utrzymany, patrzenie nań byłoby jeszcze bardziej relaksujące. Jak
na łamach pisma „Frontiers in Neuroscience" przekonują naukowcy z Japonii, Chin i USA, mocno uporządkowane ogrody działają na ludzki mózg w specjalny sposób.
Uczeni doszli do tego wniosku, przeprowadzając eksperyment w dwóch ogrodach: wybudowanym pod koniec XIX w. słynnym Murin-an w Kioto, uchodzącym za arcydzieło japońskiego ogrodnictwa, oraz zwykłym ogrodzie ulokowanym na terenie Uniwersytetu w Kioto. Do badania zaprosili 16 studentów, których jedynym zadaniem było patrzenie przez siedem minut na każdy z ogrodów. W tym czasie naukowcy rejestrowali ruchy ich gałek ocznych, a także ich tętno. To ostatnie zmierzono również przed i
po ogrodowych medytacjach. Dodatkowo przed i po badani musieli opisać swój nastrój.
Wyniki?
Ogród Murin-an wprowadzał patrzących w inny stan świadomości.Ich spojrzenia błądziły po nim głębiej i dalej, niż po ogrodzie uniwersyteckim. Ich serca zaczynały spokojniej bić, a
nastrój wyraźniej się poprawiał. Co takiego jest w Murin-an, czego nie ma ogród uniwersytecki w Kioto – który choć też potrafi ukoić, to jednak nie tak mocno?
Jest to, jak piszą autorzy publikacji, staranniejsze rozmieszczenie kluczowych elementów w ogrodowej przestrzeni. W obu miejscach są kamienie, drzewa, woda i most, ale w Murin-an są one mniej stłoczone i szerzej rozmieszczone – tak, by oczy musiały po całym ogrodzie wędrować, żeby je znaleźć.