Przed mediami nic się nie ukryje – nawet to, co do tej pory było skrzętnie osłonięte garniturem. Ostatnio dowiedzieliśmy się, co dał sobie wytatuować Karol Nawrocki. I choć prawicowe media próbują sprawę obśmiać, warto się przy niej na chwilę zatrzymać.
Niektórzy księża wciąż przekonują, że dziara to narzędzie szatana, ale Kościół oficjalnie naucza, że tatuaż nie jest grzechem. Przypomina jednocześnie, że ciało jest świątynią Ducha Świętego, więc decyzja o wyborze tatuażu powinna być przemyślana.
Kluczowa jest motywacja – tatuaż nie powinien wynikać z buntu czy chwilowego kaprysu, lecz z głębokiego przekonania.
Zmarły niedawno papież Franciszek na pytanie o tatuaże odpowiadał, że "zawierają one istotne informacje o człowieku, czasem są nawet wyznaniem jego wiary", dlatego "należy traktować je jako formę komunikacji".
Karol Nawrocki z pewnością nie z kaprysu i nie w porywie chwili dał sobie narysować tuszem na piersi lwa z berłem – herb londyńskiego klubu piłkarskiego Chelsea, a na plecach herb
Lechii Gdańsk, której od dawna kibicuje.
Podczas jednego ze spotkań z młodymi papież Franciszek wołał: - Ty, który jesteś wytatuowany, czego poszukujesz? Przynależność do jakiej grupy wyrażasz swoim tatuażem?
Karol Nawrocki nie musiałby na takie pytania odpowiadać. Kandydat na prezydenta Polski powinien. Na razie nie odniósł się do doniesień o rysunkach na swojej skórze. Czekając na jego reakcję, zanućmy (na melodię "O mój rozmarynie") jedną z przyśpiewek kibiców Lechii:
O moja Lechijko nie zdradzę cię (x2)
Inni cię zdradzili, na ciebie bluźnili, ale ja nie (x2)
Jeśli ktoś mi powie: Ty gdański psie! (x2)
Ja mu z kopa w ryja, zęby powybijam, odpier...l się! (x2).