Z górami jest trochę jak z drogami. Gdy spadnie śnieg, piszemy, że zima zaskoczyła drogowców. Ale często to kierowcy są sobie winni, bo nie zmienili opon na zimowe. W górach zima też nie zaskakuje ratowników tylko turystów, którzy ruszają na szlaki mimo nieprzygotowania.
Na początku listopada wstrząsnął mną kolejny tragiczny wypadek na Gerlachu. Turyści poszli na najwyższy szczyt w Tatrach (2655 m n.p.m.), mimo że nie mieli uprawnień, ani właściwego przewodnika. Grupa skrzyknęła się w internecie, a jeden z prowadzących - nie przewodnik - spadł w przepaść i zginął. Pozostali - w strojach i wyposażeniu na pewno nie górskim - musieli czekać na pomoc ratowników. Jedno jest pewne: na tej górze nie powinno ich tam być.
Niestety, jestem pewien, że ta i inne sytuacje, niewiele Polki i Polaków nauczą. Znów na zimowe szlaki w Tatrach, ale także w Karkonoszach, Beskidach czy Bieszczadach, ruszą młodsi i starsi ludzie bez przygotowania. Dopiero w samych górach zorientują się więc, że przecenili swoje umiejętności. Od lat prawidłowość jest bowiem taka sama: obok wyedukowanych turystów, dla których rozwaga jest na szlakach najważniejsza, są całe rzesze ludzi, co zasady bezpieczeństwa mają za nic.
Uważają więc, że na Giewont można iść bez raków. Pchają się na Rysy, choć najwyższy szczyt Polski latem i zimą, to dwa różne przedsięwzięcia. Nawet na Śnieżkę idą nieprzygotowani i zdziwieni są, że na szczycie mocno wieje. Albo jeszcze gorzej, idą rynną śmierci, jak zrobiła to w pierwszej połowie listopada jedna z Polek, która na dodatek wzięła ze sobą dziecko. To cud, że nie doszło do tragedii. Także na Babiej Górze czy bieszczadzkich połoninach każdej zimy dochodzi do wielu niebezpiecznych sytuacji. Większości z nich można byłoby uniknąć, gdyby turyści nie lekceważyli gór.
Nie lekceważmy więc zimą nawet niepozornych Gór Wałbrzyskich, które przecież nie przekraczają 1000 m n.p.m. Dzień jest krótki, a wystarczy nagłe załamanie pogody połączone z przenikliwym wiatrem i mrozem, by znaleźć się w sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu. Szkoda, że Polki i Polacy nie wyciągają lekcji z tragedii, do których wcale nie musiało dojść.