LOT „odstrzelono”, ale ponoć wraca. „Rzeczpospolita” w formie

Prekampania – to słowo, które na dobre zagościło się w politycznym języku. Taki wytrych. Bo kampanię wolno jest prowadzić dopiero po oficjalnym ogłoszeniu terminu wyborów. Czas między ogłoszeniem terminu a samymi wyborami jest dość krótki. Politycy i tak wcześniej spotykają się z wyborcami. Teoretycznie nieoficjalnie, przy okazji, „przechodząc z tragarzami”. Więc żeby było trochę legalniej wymyślono prekampanię. Finansowaną rzecz jasna z pieniędzy partii, ale…

Prekampania jest de facto czasem, w którym można zdyskredytować rywala. Potem może być z tym krucho. Stosowne wiadomości nie dotrą do szerszego grona odbiorców. I mamy już pierwsze oznaki walki. W przestrzeni publicznej pojawił się raport dotyczący Karola Nawrockiego – kandydata obywatelskiego z poparciem PiS. Na ponad siedemdziesięciu stronach opisano w nim m.in. kontakty obecnego prezesa IPN z tzw. półświatkiem. PiS odcina się od raportu i oczywiście wskazuje, że przygotowano go w okolicach KO. Były premier Mateusz Morawiecki nie ma żadnych złudzeń.

Oczywistym jest, że starcie o Pałac Prezydencki rozstrzygać się będzie między PiS a KO. Ale inni nie chcą zostawać w tyle. Ot, np. Partia Razem, która niby w koalicji rządzącej jest, ale jednocześnie nie jest. Partia podobno myśli o swoim kandydacie, lecz na razie wybrała nowe-stare władze.

PLL LOT – nasz narodowy przewoźnik. Ledwie tydzień temu ogłoszono jego wyjęcie spod władzy ministra aktywów i przekazanie jej do resortu infrastruktury. Potem odwołano prezesa, przemeblowano rady nadzorcze. I nagle wychodzi Maciej Lasek, wiceszef resortu infrastruktury i ogłasza, że… to był błąd i trzeba go naprawić. No i jak tu się nie śmiać?

Na koniec się chwalimy. W październiku „Rzeczpospolita” okazała się – po raz kolejny – najbardziej opiniotwórczym medium w Polsce. Inne media powoływały się na nasze publikacje ponad 4,7 tys. razy.